Stanisława Kołodziej zd. Szerle, Moje przeżycia z obozu karnego w Chrzanie, wrzesień 1942 r.
Około godziny 300 w nocy przyjeżdża po mnie gestapo, wchodzą do mojego mieszkania i mówią, czy mieszka tu Szerle Stanisława, ja odpowiadam, że tak. Tłumaczą mi w języku polskim i mówią do mnie: „Szerle Stanisława, pół godziny macie czasu na ubranie i pojedziecie z nami”. Ja zostałam siłą odciągnięta od 2-letniego dziecka i zabrana przez gestapo niemieckie. Na polecenie gestapo odwiózł nas powozem konnym do obozu obywatel polski Cichy Wincenty z Wolicy Pustej. Przez całą drogę jechaliśmy pod dozorem SS.
Obóz ten był przeznaczony ze starej szkoły, ogrodzony płotem z drutu u góry kolczastym. Podzielony był na męski i żeński. Na łóżkach sypialiśmy w ubraniach. Wcześnie rano mieliśmy zbiórkę na placu i liczeni [byliśmy] przez dozorcę niemieckiego, jak również był zaraz podział pracy. Było nas około 100 osób.
Wykonywaliśmy prace bardzo ciężkie, przy betoniarce ręcznej, przy kopaniu łazienek w Żerkowie, przy skopywaniu cmentarza i wyciąganiu trupów. Każdy na polecenie dozorcy musiał wykonywać wszystko co mu powierzono, nawet na deszczu trzeba było pracować.
Ja osobiście chciałam sobie osuszyć mokrą odzież, którą na sobie miałam, to zostałam rzucona na ziemię i bita. Musiałam więc położyć się w mokrej do łóżka i przykryłam się lichym kocem, który dostarczyła mi starsza siostra. Raz po raz jedna drugą obierała z robaków, którymi był oblężony cały ten obóz i nas bardzo gryzły.
Na śniadanie dostaliśmy suchą kromkę chleba i raz dziennie trochę lichej zupki. Często dożywialiśmy się brukwią, którą zjadały zwierzęta, po kryjomu raz po raz ktoś z przechodniów nam rzucił po kromce chleba. Do jedzenia, szczególnie kobietom sypano proszki, które hamowały menstruację, aby w ten sposób nas wyniszczyć. Takie więc było nasze życie okropne przez 3 miesiące, za jedno tylko nic, no nie byłam w niedzielę w pracy ponieważ dziecko było chore.
Gdy opuściłam obóz i zostałam zwolniona przykryłam się idąc do domu lichym moim kocykiem. Obóz ten jeszcze istniał i przychodzili następni więźniowie. Wróciłam do domu, zastałam dziecko śmiertelnie chore i pokryte owrzodzeniem, ponieważ brak było matczynej opieki, ja zaś sama musiałam leczyć swoje rany, które miałam na nogach odmrożone i dziury w nich.
W tym samym czasie mąż mój Szerle Leon był wywieziony do Niemiec na robotę. I tam z kolei dostaje się do więzienia odbywając karę. Umieszczono go w wodzie i tam z kolei woda po nim ściekała. Po 5 dniach organizm nie wytrzymuje męczeństwa, zapada na zapalenie płuc i zapalenie nerek i zmarł w miejscowości Grossalmerode w Niemczech 1942 r. O jego męczeństwie i śmierci może potwierdzić kolega jeszcze obecnie żyjący świadek Roguszczak Piotr Mieszków pow. Jarocin. A więc utraciłam męża też w czasie okupacji i sama też byłam więziona w tym oto obozie, którego mury jeszcze stoją jako zabytek. Od tej pory już choruję i jestem pod ścisłą kontrolą lekarską zreumatyzowana i schorowana ogólnie.
Autor wspomnień: Stanisława Kołodziej zd. Szerle, lata 70. XX w.
Źródło: Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
Opracowanie: Tomasz Cieślak