Krotoszyn to jedno z ważniejszych miast w południowej Wielkopolsce doby powstania. Miasto strategiczne, ale w momencie wybuchu walk w Poznaniu 27 grudnia 1918 r. cały czas pozostające w rękach niemieckich. Inaczej niż Pleszew i Jarocin, gdzie 1 stycznia 1919 r. Polacy dysponowali w tamtejszym garnizonie prawie 1000-osobowym oddziałem. W Krotoszynie garnizon pozostawał nadal w rękach niemieckich i jego zaatakowanie wiązałoby się z dużymi stratami po polskiej stronie, dlatego postanowiono negocjować. Rozmowy zakończyły się podpisaniem aktu kapitulacji przez niemieckiego komendanta garnizonu w Krotoszynie kpt. Grossera. Kulisy rozmów oraz walk o to miasto przybliży nam sam przyszły dowódca VI Okręgu Wojskowego Powstania Wielkopolskiego mjr Zbigniew Ostroróg-Gorzeński z Tarzec, „komendant wojskowy Jarocina”, który wraz z dwoma kompaniami jarocińskimi 3 stycznia 1919 r. zajął Zduny.
Mjr Zbigniew Ostroróg-Gorzeński:
„Dowiedziawszy się, że zanosi się na odebranie Krotoszyna, gdzie stał jeszcze batalion niemiecki, chciałem 1 stycznia po południu całą siłą ruszyć na Krotoszyn. Rada Ludowa krotoszyńska zaklinała mnie jednak telefonicznie, żebym tylko sam przyjechał i nie brał wojska. Pojechałem więc automobilem z adiutantem [Stefanem] Malinowskim, podoficerami Stanisławem i Maksymilianem Błażejewskimi i strzelcem Józefem Bartkowiakiem. Dowiedziałem się w Krotoszynie, że jakiś polski oddział ukrywa się w bliskości i czeka na stosowną chwilę do ataku. Był to ppor. [Jan] Szlagowski, obecnie przy sztabie III dywizji, który miał około 70 ludzi i pociąg pancerny bardzo prymitywny, z jedną armatką, której zresztą wcale nie użyto. Przyjechawszy do Krotoszyna, pertraktowałem najpierw z [Powiatową] Radą Ludową, której nie mogę oszczędzić zarzutu, że wstrzymując mnie od ataku na Krotoszyn, przyczyniła się do tego, że Niemców ostatecznie z bronią musieliśmy wypuścić.
Tymczasem Błażejewski Stanisław i Malinowski dowiedziawszy się, że na dworcu Niemcy ładują amunicję, żeby ją wywozić, puścili się tylko z rewolwerami na dworzec.
Malinowski wszedł na odwach, gdzie było 25 żołnierzy, karabin maszynowy i dowodził zastępca oficera. Błażejewski pilnował tymczasem drzwi, żeby nikt nie mógł wejść. Oboje zdjęli orzełki z czapek i udawali Niemców. Ledwo Malinowski wszedł na odwach, powstał na dworcu ogromny hałas, strzały karabinowe się sypały, a zastępca oficera chwycił karabin maszynowy, żeby przez okno strzelać do oddziału Szlagowskiego, który właśnie dworzec atakował. Na to Malinowski przyłożył rewolwer do głowy Niemca i zawołał: „Hände hoch”. Niemcy zgłupieli i rzucili karabiny, wpadł Błażejewski, a zaraz za nim ludzie Szlagowskiego i dworzec w ten sposób zajęto. Strat z naszej strony nie było żadnych dzięki odwadze owych dwóch podoficerów. Po niemieckiej stronie jeden zabity. Przy pomocy ludności miejscowej, która się w jednej chwili uzbroiła w ukryte karabiny, obsadziliśmy cały Krotoszyn. Batalion niemiecki zamknięty w koszarach kapitulował pod warunkiem, że z bronią im będzie wolno wyjechać, co wobec słabych sił naszych musieliśmy przyznać. Cały materiał bardzo znaczny to jest broń, amunicja, mundury, bielizna została w naszym ręku. Niemcom było wolno tylko jeden karabin na człowieka zabrać ze sobą.
Dzień 1 stycznia 1919 r. w Krotoszynie zostanie na zawsze w pamięci uczestników tej wyprawy. Dnia 3 stycznia na wiadomość telefoniczną, że w Zdunach Niemcy aresztowali księdza i znęcają się nad ludnością, wziąłem dwie kompanie i pojechałem pociągiem do Zdun. Kilka kilometrów od Zdun wysiedliśmy i kompania poszła do ataku na Zduny”. Jarociniacy zajęli także Chachalnię i Borowicę.
©Tomasz Cieślak
Fotografia ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Krotoszynie: Kompania kobylińska na froncie pod Zdunami (Perzyce, luty 1919 r.)