Tajemniczy obelisk księżnej Joanny
W samym zakątku jarocińskiego parku, przy końcu alei grabowej, tuż przy murowanym ogrodzeniu, znajduje się granitowy obelisk. Na nim wyryte nazwisko księżnej Joanny von Radolin i data – 1907 rok. Co skłoniło księżną do wystawienia tego obiektu? To i inne pytania domagają się odpowiedzi.
Miejsce nie dawało mi spokoju od wielu lat. Indagowani przeze mnie przypadkowi jarocinianie nic konkretnego nie potrafili powiedzieć. Zdarzały się za to niesamowite, na wpół fantastyczne, opowieści. W dostępnych materiałach można znaleźć jedynie nieco informacji o fundatorce zagadkowego obiektu. To pierwszy, ale – jak się później okazało – ważny krok.
Kim była księżna Joanna?
Joanna hrabianka von Oppersdorff – córka Jana i margrabianki Elizy de Talleyrand-Périgord. Była więc spokrewniona po kądzieli z osławionym Talleyrandem, dyplomatą, a raczej mistrzem intrygi politycznej, francuskim ministrem spraw zagranicznych w czasach republiki, Napoleona i Bourbonów. Talleyrandowie byli właścicielami rozległych dóbr na Śląsku, m.in. księstwa żagańskiego, ponadto po kądzieli byli spokrewnieni z polską arystokracją. Młodziutka Joanna wyszła w 1892 r. za właściciela Jarocina – księcia Hugona von Radolina.
Hugo von Radolin (1841-1917) pracował w niemieckiej służbie dyplomatycznej od 1866 r. Za zasługi w dyplomacji dostąpił wielu zaszczytów, był znaczącą personą na dworze cesarskim. W 1888 r. został wyniesiony do stanu książęcego (Fürst von Radolin). Pierwsza żona Hugona, Łucja Wakefield, pół-Angielka i pół-Hinduska, kobieta niezwykłej urody, zmarła w młodym wieku w 1880 r. Odtąd książę przez dwanaście lat pędził żywot wdowca, pochłonięty bez reszty pracą dyplomatyczną.
Ślub księcia Hugona z hrabiną Joanną odbył się 4 czerwca 1892 r. w Głogówku na Śląsku – rodzinnej posiadłości Oppersdorffów. Ślubu udzielił biskup wrocławski kardynał Kopp. O randze zaślubin najwymowniej świadczy obecność samego cesarza Niemiec Wilhelma II Hohenzollerna. Uroczystość weselna miała miejsce w tym samym zamku, w którym w 1655 r. schronił się król Jan Kazimierz przed „potopem” szwedzkim.
Książę Hugo niespełna miesiąc po ślubie udał się do Konstantynopola jako ambasador Niemiec (później były jeszcze ambasady w Petersburgu i w Paryżu). Towarzyszyła mu księżna Joanna. W 1902 r. książę zakończył służbę dyplomatyczną: na stałe powrócił do Jarocina.
W Petersburgu urodził się w 1898 r. ich jedyny syn, hrabia Piotr. Wcześniej dwoje dzieci zmarło: Wilhelm Fryderyk w 1894 r., Elżbieta w 1898 r. Zostali pochowani w krypcie Radolińskich, znajdującej się w kościele św. Marcina, pod kaplicą Matki Boskiej Bolesnej. Ciała ich spoczywały najpewniej w znajdujących się w krypcie trumienkach dziecięcych, obecnie rozbitych i opustoszałych. Zarówno trumienki dziecięce, jak i pozostałe trumny, są dziś dowodem profanacji i bezprzykładnego barbarzyństwa.
Niech przemówią ludzie
Tyle dostępne materiały. Informacje tam zawarte – niewątpliwie pomocne – nie wyjaśniają jednak motywów, jakimi kierowała się księżna Joanna, wystawiając ten osobliwy pomnik. Na szczęście żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają księżną.
Pani Halina Idaszewska, choć liczy dziś 88 lat, zachowała nad wyraz dobrą pamięć: – Często odwiedzałam rezydencję książąt, jeszcze jako mała dziewczynka. Mój ojciec, Leon Idaszewski, był lekarzem domowym rodziny książęcej. Pamiętam księżną Joannę, starszą panią, ubraną przeważnie na czarno, jakby w żałobie, poważną, z książką do nabożeństwa w ręku. Księżna często modliła się przy obelisku. Miejsce to było czymś w rodzaju jej prywatnego sanktuarium. Na zwieńczeniu słupa znajdowały się obrazy o treści religijnych, zapewne kopie. O ile sobie dobrze przypominam, były tam wizerunki Najświętszej Marii Panny, Rafaela. To wszystko zniknęło po wojnie. Padło ofiarą barbarzyństwa, podobnie jak cały park – z rozżaleniem wspomina. Nie potrafi jednak wyjaśnić motywów zniesienia „sanktuarium”. Doradza udanie się do pani Ireny Nowackiej. – Być może ona będzie więcej mogła powiedzieć na ten temat. Może czegoś dowie się od mieszkających w Niemczech prawnuków księcia Hugona, z którymi jest w kontakcie – dodaje.
Pani Irena Nowacka jest córką Antoniego Świerkowskiego, przedwojennego przedsiębiorcy i wiceburmistrza Jarocina: – Mój ojciec utrzymywał bliskie kontakty z księciem Hansem Hugonem, ostatnim właścicielem pałacu i majątku. Można rzec, że był przyjacielem księcia, więc często odwiedzałam, wraz z rodzicami, książęcy pałac. Pyta pan o obelisk, który znajduje się przy końcu alei grabowej? Może czegoś dowiem się od Elisabeth. Ma do mnie jutro dzwonić z Bawarii, to się zapytam – mówi. – Szkoda tej alei grabowej, dziś został tylko zewnętrzny szpaler drzew, właściwej alei zachowały się tylko fragmenty. Resztę wycięto po wojnie. Szło się jakby tunelem, drzewa były splecione koronami. Niepowtarzalny nastrój. I ta figurka [tak nazywa obelisk – przyp. aut.], wszystko wokoło zadbane. Często podczas spacerów z dziećmi księcia spotykałam tam księżną matkę. Tak ją wtedy nazywano. Starsza pani, pełna powagi i dystynkcji, w czerni, z nieodłączną książką do nabożeństwa. To miejsce było dla niej czymś bardzo ważnym, szczególnym, niemalże świętym – kontynuuje pani Irena. – Ale niech pan do mnie wpadnie pojutrze.
Odpowiedź nadeszła z Bawarii
Ostatni potomkowie Radolinów mieszkają w Tegernsee, w Bawarii. Dwie siostry – Elżbieta i Cecylia oraz dwóch braci – Hugo i Hubertus. Wszyscy tęsknią za Jarocinem, toteż chłoną łapczywie wszelkie wieści napływające z rodzinnego grodu, które dostarcza im Irena Nowacka. Bywa, że dzwonią do niej kilka razy w tygodniu. Tym razem pani Irena rozmawiała z Elżbietą (Elisabeth) von Radolin: – Dowiedziałam się nieco o obelisku. To w rzeczywistości było jej prywatne sanktuarium. A motywy? Religijne i osobiste. Księżna Joanna była znana z pobożności. Nie była to jednak pobożność płytka ani dewocyjna. Ciężko przeżywała śmierć dwojga dzieci, które zmarły niedługo po urodzeniu: Wilhelma Fryderyka i Elżbiety. Przeżył tylko najmłodszy, hrabia Piotr. To osobiste powody, które sprawiły, że stała się jeszcze bardziej pobożna. A że lubiła modlić się w samotności, więc wzniosła dla siebie kapliczkę. Miejsce było ustronne, spokojne, niemal mistyczne. Idealnie nadawało się do kontemplacji. Splecione konarami drzewa tworzyły jakby dach kapliczki. To wszystko co usłyszałam od Elisabeth – podsumowuje pani Irena. Po chwili dodaje: – I jeszcze to, że księżna zmarła w Szwajcarii, w czasie wojny. Daty dokładnej nie pamięta, a im, czyli rodzinie, hitlerowskie władze okupacyjne nie pozwoliły wyjechać na pogrzeb, mimo iż posiadali obywatelstwo niemieckie. Widocznie im nie ufali. O tym, w jakim stanie znajduje się to miejsce, podobnie jak cały park, nie wspominałam. Po co zasmucać starszą, w dodatku schorowaną kobietę…
***
Po raz kolejny udaję się do jarocińskiego parku. Spacer aleją grabową. Podobno w swoim czasie najpiękniejszą w Europie. Dziś można to jedynie sobie wyobrazić. W wyobraźni splecione korony drzew, spaceruję jakby cienistym tunelem.
Koniec alei. Granitowy obelisk osadzony na podwójnej, trapezowatej podstawie. U góry zwieńczony sześcianem, przykryty daszkiem. Po bokach płytkie, łukowate wnęki – miejsce po ikonach Madonny, Rafaela. Dalej fragment murowanego ogrodzenia. Na murze ślady po kulach, a raczej po wyzwolicielach z 1945 r. Tutaj urządzili sobie strzelnicę. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy zasiedziali jarocinianie. Prawie cały mur pokryty napisami sprayem. To już współczesna „twórczość”. W sumie – barbarzyństwo starszej i nowej daty.
Na obelisku wyryty napis: „Johanna Fürstin v. Radolin 1907”.
Granit jest twardy, więc pozostały tylko zadraśnięcia.
Autor: Piotr Marchwiak
Źródło: „Gazeta Jarocińska” 2001, nr 12 (545).