Stanisław Krystofiak, Atak na Rawicz
W dniu 5 lutego 1919 r. zajmował baon jarociński trzema kompaniami wsie Roszkówko, Zakrzewo i Miejską Górkę. W ostatniej miejscowości znajdował się sztab baonu jarocińskiego, którego dowódcą był ppor. Kirchner (obecny kapitan w st. sp.)
Baon nasz został skierowany z Jarocina do wymienionych miejscowości dnia 4 lutego 1919 r. rozkazem Dowództwa Głównego w Poznaniu w celu przeprowadzenia akcji na Rawicz i zajęcia wymienionej miejscowości.
W dniu 5 lutego 1919 r. o godzinie 1800 zawezwano wszystkich dowódców kompanii do Miejskiej Górki do sztabu batalionu w celu omówienia akcji mającej nastąpić w dniu 6 lutego 1919 r.
Plan akcji przedstawiał się następująco:
Dowództwo baonu przenosi się na czas trwania akcji do Zakrzewa. Nieprzyjaciel znajduje się w Sarnowie, Sarnówku i Łaszczynie, a pochodzi z garnizonu rawickiego. Kompanie nasze wychodzą dnia 6 lutego 1919 r. o godzinie 1500 ze swych kwater i wykonują następujące manewry: 2. kompania uderzy na Łaszczyn, zajmie go, ubezpieczy się i oczekiwać będzie dalszych rozkazów, natomiast 3. kompania jarocińska zdobędzie Sarnówkę, wesprze atak kompanii góreckiej na Sarnowę, a po zdobyciu miasteczka wycofa się do Sarnówki i po ubezpieczeniu oczekiwać będzie dalszych rozkazów. 1. kompania posuwać się będzie jako odwód na osi marszu baonu.
Dnia 6 lutego 1919 r. o godzinie 1500 wyruszyła 3. kompania baonu jarocińskiego z Zakrzewa przez Żołędnicę w stronę Sarnówki. Kompania posuwała się w marszu ubezpieczonym, a będąc około 500 m od wsi Sarnówka, zaatakowana została przez Niemców strzałami z karabinów ręcznych i maszynowych. Zarządziłem momentalnie rozwinięcie się kompanii w linię tyralierską i zaatakowałem nieprzyjaciela jednym plutonem. Drugi pluton wykonywał manewr oskrzydlający od strony Łaszczyna, natomiast trzeci pluton służył jako odwód.
Nieprzyjaciel, zaskoczony niespodziewanym atakiem drugiego plutonu, począł się w popłochu cofać w stronę Sarnowy. Ścigały go celne strzały naszych powstańców z karabinów ręcznych i lekkich karabinów maszynowych. Walka przyniosła nam zwycięstwo, a tuż we wsi zdobyto 2 ciężkie i 3 lekkie karabiny maszynowe oraz większą ilość karabinów ręcznych i amunicji.
Z kolei obsadziłem pół plutonem, w celu umocnienia się, linię do Sarnówki, reszta załogi posuwała się w szyku tyralierskim w kierunku Sarnowy, odległej około 300 m od Sarnówki. Po wyjściu ze wsi dostrzegł nas nieprzyjaciel znajdujący się w Sarnowie i począł ponownie ostrzeliwać kompanię z ciężkiego karabinu maszynowego, ustawionego na wieży kościoła sarnowskiego, paraliżując nasze zamiary.
Niemal równocześnie rozpoczęła atak od strony północno-wschodniej kompania górecka. Po 20-minutowej zaciekłej wymianie strzałów począł się nieprzyjaciel, widząc zbliżającą się kompanię górecką, cofać w stronę Rawicza.
Kompania moja zdołała opanować Sarnowę o 10 minut przed nadejściem kompanii góreckiej, zdobywając porzucone nieprzyjacielskie: 4 konie, 2 wozy z prowiantem i amunicją oraz 4 ciężkie karabiny maszynowe, 6 lekkich karabinów maszynowych oraz dużą ilość tak bardzo potrzebnych nam granatów ręcznych i zbroi. Zaznaczyć muszę, iż ostatni atak wyczerpał zapas naszej amunicji, której ilość była bardzo nikła i wystarczyć mogła jeszcze zaledwie na 1-2 godzin ataku, toteż gdyby nie zdobycz, musielibyśmy rozpocząć odwrót.
Jako były dowódca i żołnierz wojny światowej spostrzec muszę, iż podlegli mi powstańcy walczyli z poświęceniem, z gorejącym zapałem i niezwykłą otuchą, mimo że dowóz żywności i regularny brak amunicji, niemniej należytej odzieży, mogły załamać ich werwę bojową. Zaobserwowałem, że oddawane strzały były bardzo celne, powstańcy bowiem zdawali sobie sprawę z braku naboi, więc oszczędzali amunicji. Dzienna dotacja naboi wynosiła tylko 50 do 60 sztuk.
Tego samego nie mogę twierdzić o wrogu, tenże bowiem rozrzutnie szafował amunicją. Strzelał bez obliczenia i nerwowo, że chyba lufy karabinów musiały się rozgrzewać. Stąd też ostrzeliwania wywołały dla nas często niemiłą sytuację, paraliżując nasze zamiary. Ponadto wróg dysponował o wiele liczebniejszą załogą frontową, co też przemawiało na naszą niekorzyść, dlatego więc było trzeba często zręcznie manewrować, przerzucając bojówki, plutony itp., by tym sposobem wprowadzić w błąd nieprzyjaciela. Na rękę nam szła zła organizacja w szeregach niemieckich, ponadto dopiero co przebyta rewolucja zdemoralizowała żołnierza niemieckiego, który stał się leniwy oraz nieposłuszny. Natomiast żaden z Niemców nie utracił swej chytrości i wrogiego sentymentu w stosunku do Polaków, co też było mu podnietą do walki.
Moja 3. kompania liczyła wówczas 173 powstańców, a straty wynosiły: 1 poległy, którym był śp. powstaniec Stanisław Talaga i 3 lekko rannych.
W dalszym ciągu moich opisów pt. „Atak na Rawicz” spostrzec muszę, iż zakusy naszego odwiecznego wroga, Niemca, były wprost fantastyczne. Zamiarem tego ostatniego było zupełne zniszczenie naszej armii powstańczej, a celem marsz na Poznań i zajęcie „niewiernej” sprawie rewolucyjnej Wielkopolski.
Życzenia Niemców były tylko życzeniami, o których spełnienie marzą jeszcze dziś. Zimą 1919 r. mrzonki te unicestwili powstańcy swą walecznością i brawurowymi zwycięstwami, mimo głodu i do szpiku przenikającego zimna. Powstańców zagrzewała sprawa narodowa, płacili za lata niewoli w sposób piękny za nadobny – dziś całe społeczeństwo stanąć musi do tej samej walki, w sposób stanowczy, jak to czynili powstańcy.
Że Niemcy byli w całym słowa tego znaczeniu wrogami, świadczy o tym najlepiej okres walk o Rawicz. W dwa dni bowiem po zajęciu przez nas Sarnowy, to jest 7 lutego 1919 r., Niemcy usiłowali bezskutecznie odebrać miasteczko Sarnowę. Wszystkie ich ataki odparły wojska powstańcze. Niemcy wobec takiego obrotu rzeczy byli skonsternowani, to też jak później spostrzeżono, postanowili wystąpić bezwzględnie „um die Bandę auszurotten” (ażeby tę bandę [Polaków] wytępić). To zdanie było im hasłem na całym froncie.
Jeszcze dnia 7 lutego 1919 r. w porze popołudniowej nadjechał niemiecki pociąg pancerny z Rawicza na dworzec sarnowski i momentalnie rozpoczął z niego ostrzeliwać miasto, nieco odległe od dworca kolejowego. Posypał się istny grad pocisków z dział polowych i miotaczy bomb. Wśród miejscowej ludności powstał popłoch, myślano nawet o ewakuowaniu mieszkańców.
Powstańcy jednak mieli inne myśli. Mimo że nie posiadaliśmy podobnej broni, jaką strzelali do nas Niemcy, wydałem rozkaz do ataku. Moje zuchy tylko na to czekały, rzucając się w wir walki niby lwy. Krótko trwał bój – 45 minut, a zmusiliśmy pancerkę do odwrotu, gdyż o zajęciu jej nie mogło być mowy, a mogło to spowodować wiele strat w szeregach.
Zwyciężony pociąg pancerny wycofał się pod pełną parą do Rawicza, ścigany przez powstańców. Było to nowe zwycięstwo w tym dniu i nowy powód do wzmożonego entuzjazmu.
Dnia następnego, 8 lutego 1919 r. rano, powtórnie nadjechał wczorajszy pociąg pancerny i na nowo rozpoczął bombardować miasto. Snadź wczorajszy odwrót był dla Niemców sromotną klęską, której przespać nawet nie mogli, gdy już zaledwie po 12 godzinach postanowili ponownie rozprawić się z „polską bandą!”.
Tym razem atak na Sarnowę był więcej spotęgowany i pole działania znacznie szersze. Dowództwo niemieckie postanowiło koniecznie zdobyć Sarnowę, miasteczko, które mogło stać się kluczem do spełnienia ich planów. Z chwilą bowiem zajazdu pociągu pancernego i rozpoczęcia przez niego akcji bombardowania, rozpoczęły atak dwie silne kompanie niemieckie od strony Łaszczyna na Sarnówkę (wieś).
Na tym odcinku stała właśnie moja kompania, gdy w Sarnowie rozlokowała się kompania górecka, która zaskoczona nagłym atakiem, rozpoczęła na skutek dezorientacji odwrót w kierunku Miejskiej Górki. Podobne stanowisko było dla mej kompanii stanowczo niekorzystne i mogło wywołać fatalne następstwa. Winę w tym wypadku należy przypisać dowódcy kompanii góreckiej.
Na fatalne skutki nie trzeba było długo czekać. Wypadki rozgrywały się z niezwykłą szybkością. Niemcy wykorzystali bowiem moment odwrotu kompanii góreckiej, wyładowując w pośpiechu z pociągu jedną bardzo silną kompanię z dobrze uzbrojonym żołnierzem, z którą od strony północno-wschodniej zaszedł na tyły mojej kompanii. Sytuacja dla mnie jako dowódcy była fatalna tym więcej, iż Niemcy rozpoczęli nas oskrzydlać. W tym samym czasie wrzała zacięta walka mej kompanii z Niemcami przybyłymi od strony Łaszczyna.
Grad kul, szczęk bagnetów i wybuchy granatów nie zagłuszyły jednak naszej czujności. Powstańcze czujki i patrole działały sprawnie, to też nic nie mogło mnie zmusić do zarządzenia odwrotu.
Życie albo zwycięstwo było naszym hasłem, a tymczasem Niemcy coraz to więcej nas oskrzydlali. Były to skutki ucieczki kompanii góreckiej.
Byłem świadkiem oskrzydlania, widziałem zbliżający się groźny moment i możliwość wycięcia nas w pień. Nie tracąc zimnej krwi, wydałem rozkaz walki w dwie strony, wówczas dopiero podlegli mi powstańcy zrozumieli, że walka będzie niezwykle gorąca i z okrzykiem: „niech żyje Polska”, „za wolność”, z pianą na ustach, rzucili się w bój, strzelając i mierząc się w krwawej szermierce, stali się postrachem frontu i niejednokrotnie pięknie odpierali wroga.
Nieprzyjaciel w tym czasie od wschodu na zachód zupełnie nas oskrzydlił, odcinając drogę do Sarnówki i Żołędnicy.
Lała się krew, legli już najdzielniejsi, lecz mimo to panował rygor i zapał do walki. Kompania górecka wydała na nas wyrok śmierci przez swą ucieczkę, lecz my broniliśmy się. Raczej śmierć niżeli dostać się w niewolę butnego wroga.
Życie powstańców było mi jednak drogie, to też zanim stykający się Niemcy w oskrzydleniu zorientowali się w swej szczęśliwej sytuacji, wydałem nagły rozkaz zaatakowania jednego punktu, mianowicie szosy prowadzącej z Sarnowy do Miejskiej Górki. W tym czasie tylko nieliczni powstańcy udawali obronę poprzednich pozycji.
Atak na szosę się udał, rozbiliśmy bowiem zuchwałym atakiem front wroga, siejąc wśród nich popłoch i utworzyliśmy nową linię, lecz wyczerpanie bojowe, silny mróz i głód wnet nas odwołały na tyły dla zaczerpnięcia nowych sił i werwy, by od nowa się zmierzyć z odwiecznym wrogiem.
Życiem przepłacili w tej walce śp. Stanisław Dziubaczyk, śp. Tomasz Florczak, śp. Szczepan Bargiel i śp. Kazimierz Bernau. Cześć tym Bohaterom, a sława żyjącym!
Autor wspomnień: Stanisław Krystofiak, 1936 r.
Źródło: „Powstaniec Wielkopolski” 1936, nr 6-7.
Opracowanie: Ilona Kaczmarek