„Skrusz Kajdany” kontra UB
Powstanie, działalność i likwidacja młodzieżowej organizacji antykomunistycznej „Skrusz Kajdany” na terenie Jarocina w latach 1947-1948.
Jedyną antykomunistyczną, młodzieżową organizacją działającą na terenie Jarocina po II wojnie światowej była organizacja „Skrusz Kajdany”. Założyło ją w grudniu 1947 r. czterech młodych chłopaków: Ignacy Fatyga ps. „Pantera” (lat 20), Kazimierz Borkiewicz ps. „Kozera” (lat 19), Mieczysław Hoffman ps. „Gerwazy” (lat 18) oraz Zdzisław Guliński ps. „Protazy” (lat 15). Celem organizacji było obalenie ustroju komunistycznego.
Borkiewicz, Hoffman i Guliński, uczniowie jarocińskiego gimnazjum, byli przyjaciółmi. Oprócz wzajemnej sympatii łączyła ich również niechęć do komunizmu. Czasy były bardzo trudne, a takie postawy surowo karane. Na terenie Jarocina nie funkcjonowała w tym okresie żadna organizacja czy struktura konspiracyjna, która za cel swojej działalności obrałaby sobie walkę z komunistami i obalenie ówczesnego ustroju. Społeczeństwo było bardzo zatomizowane i zastraszone. Mieszkańcy Jarocina praktycznie bez żadnego głośnego protestu zaakceptowali komunistyczne rządy. Oczywiście niezadowolenie ze sposobu przejęcia władzy było powszechne, ale odważnych brakowało. Nie bez znaczenia była także obecność w mieście gmachu złowrogiego Urzędu Bezpieczeństwa. Z czasem znalazło się kilku śmiałków, którzy rzucili wyzwanie władzy komunistycznej. Jeszcze przed oficjalnym ukonstytuowaniem się przyszłej organizacji Borkiewicz i Hoffman namalowali olejną farbą na murach miasta „Precz z PPR i PPS”, „Niech żyje PSL” oraz zamalowali nazwę kina „Wolność”. Było to jeszcze w 1946 r., w okresie gorączki referendalnej i wyborczej.
Młodzi, kontestując komunistyczną rzeczywistość, gromadzili broń (zepsuty pistolet bębenkowy, wiatrówkę, rakietnicę poniemiecką oraz granat ćwiczebny), czytali podziemną prasę i rozmawiali o zachodzących niepokojących zmianach w Polsce. Byli już wówczas niezwykle świadomymi młodymi ludźmi, których ukształtowała II wojna światowa, partyzantka antykomunistyczna, o której to przecież tyle słyszeli. Nie bez wpływu na ich postawę miały sfałszowane referendum w 1946 r. oraz Wybory do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1947 r. Wiedzę o sytuacji międzynarodowej czerpali z prasy zagranicznej, jaka za pośrednictwem krewnych z USA docierała do Kazimierza Borkiewicza. Głównym miejscem ich antykomunistycznej działalności było Gimnazjum w Jarocinie, którego cała trójka była uczniami.
Urząd Bezpieczeństwa z uwagą obserwował sytuację i nastroje panujące w jarocińskim gimnazjum. Miał tam wielu swoich agentów i informatorów, zarówno wśród nauczycieli, jak i samych uczniów. Przykładowo, bratem Feliksa Florkowskiego, profesora gimnazjum, był funkcjonariusz UB Albin Florkowski, który dzięki temu doskonale orientował się w nastrojach uczniów i nauczycieli. Ponadto pracownik Referatu V UB w Jarocinie Stanisław Bobowicz na bieżąco w latach 1947-1948 był informowany o antykomunistycznym nastawieniu Borkiewicza i Hoffmana oraz ich sporze ideologicznym właśnie z nauczycielem historii, wspomnianym prof. Feliksem Florkowskim. Donosicielem UB był też ich kolega z ław szkolnych, informator o ps. „Słowacki”.
Pod koniec listopada 1947 r. do wymienionej trójki dołączył nowy, starszy kolega, dwudziestoletni mieszkaniec Jarocina Ignacy Fatyga, członek Związku Walki Młodych, komunistycznej organizacji młodzieżowej. W grudniu 1947 r. doszło do spotkania całej czwórki. Na przesłuchaniu w UB, już po aresztowaniu, Fatyga zeznał, że od tej pory nawiązała się bliższa znajomość koleżeńska, a następnie znajomość ta przeistoczyła się w nielegalną organizację naszej czwórki pod nazwą „Skrusz Kajdany”. Fatyga z racji swojego starszego wieku został pierwszym nieformalnym przywódcą organizacji. To on wymyślił też nazwę organizacji „Skrusz Kajdany”.
Pierwszą większą akcją, jaką wykonali już wspólnie, było wrzucenie ćwiczebnego granatu trzonkowego z przyczepioną ulotką antykomunistyczną do mieszkania swojego głównego prześladowcy, a jednocześnie wychowawcy Feliksa Florkowskiego. Wcześniej chłopcy, jeszcze bez Fatygi, wrzucili Florkowskiemu do mieszkania kamień, wybijając przy okazji szybę, oraz przesłali mu pisemne ostrzeżenie. Była to zemsta za prześladowania w szkole i wystawianie niskich ocen z historii, geografii i zachowania. Jak widać stosunki między nauczycielem a uczniami były bardzo napięte. Osią sporu było oczywiście zakłamywanie historii przez Florkowskiego i niesubordynacja trójki młodych ludzi.
Granat trzonkowy rzucali po kolei Borkiewicz (trafił w ramę okna) oraz Guliński. W wyniku losowania padło akurat na nich dwóch. Ubezpieczali całą akcję Fatyga i Hoffman. Granat roztrzaskał szybę w oknie Florkowskiego i z hukiem wpadł do jego mieszkania. Na drugi dzień profesor, według doniesienia kolegi z klasy, wspomnianego wcześniej informatora o ps. „Słowacki”, miał powiedzieć: Ja jako wychowawca waszej klasy przyszedłem was ostrzec, a szczególnie niektórych, co ich to dotyczy, to już wiedzą o co chodzi, proszę być ostrożnym bo UB już wie że tu jest tajna organizacja, każdego dnia UB może wpaść i tych najlepszych ptaszków wyłapać.
Nie zrobiło to większego wrażenia na zebranych. Spotkania młodych konspiratorów odbywały się dalej m.in. w Parku im. J. Kasprowicza w Jarocinie oraz w ich własnych mieszkaniach. Słuchali zagranicznych audycji radiowych i rozmawiali otwarcie o nurtujących ich tematach politycznych. Planowali sporządzić wykaz wszystkich funkcjonariuszy MO, UB, aktywu partyjnego w Jarocinie, a także rozpocząć na szerszą skalę antykomunistyczną akcję propagandową. Cel był jeden – rozbudzić opór przeciwko zbrodniczemu systemowi.
Chcąc zdynamizować działania, Hoffman, Guliński i Borkiewicz postanowili napisać kilka listów z pogróżkami do co gorliwszych w popieraniu nowej komunistycznej władzy młodych członków Związku Młodzieży Demokratycznej. Część napisanych przez siebie anonimów, jako nie nadających się do wysłania, zachował Guliński. Staną się one w późniejszym czasie przyczyną jego zguby, a co gorsza całej organizacji. Dnia 21 lutego 1948 r. Fatyga razem z Borkiewiczem sporządzili ulotkę dotyczącą zamordowania przez Sowietów polskich oficerów w Katyniu i przykleili ją na murze budynku przy ulicy gen. H. Dąbrowskiego. Była to ich odpowiedź na obchody 30. rocznicy powstania Armii Czerwonej. Akcja propagandowa nabierała zatem tempa. Warto tylko dodać, że za naklejenie takiej ulotki w tamtym czasie grodziło brutalne śledztwo i kilka lat więzienia.
Oficjalne założenie organizacji „Skrusz Kajdany” oraz złożenie przysięgi miało odbyć się jednak w najbliższą rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Młodzi konspiratorzy planowali do tego czasu otrzymać broń od podziemnej poakowskiej organizacji antykomunistycznej, z którą zamierzali nawiązać kontakt. Duże nadzieje na zdobycie broni wiązali z poznanym jesienią 1947 r. w Śremie przez Mieczysława Hoffmana Antonim Sadowskim z Urzędowa. Sadowski, mając kontakty z organizacją „Wolność i Niezawisłość” na terenie powiatu Kraśnik, obiecał Hoffmanowi, że spróbuje zorganizować mu cztery pistolety. Warunek był jeden. Chłopcy muszą przyjechać po broń osobiście do Urzędowa. W 1947 r. do takiego wyjazdu jednak nie doszło. Dopiero w okolicy Świąt Wielkanocnych 29 marca 1948 r. Mieczysław Hoffman, zabierając ze sobą Zdzisława Gulińskiego, wyruszył w podróż pociągiem do Kraśnika, a następnie pieszo udał się do Urzędowa.
Po przyjeździe na miejsce Guliński pozostał z dala od wiejskich zabudowań. W tym czasie Hoffman udał się w poszukiwaniu domu Sadowskiego. Samotnie stojący Guliński zwrócił uwagę patrolujących milicjantów, którzy wylegitymowali go i tymczasowo zatrzymali do wyjaśnienia. Szczególną ich uwagę zwróciła zawartość jego kieszeni. Po krótkim przesłuchaniu Guliński zdradził milicjantom po co i z kim przyjechał. Dzięki tej informacji wkrótce w milicyjnej izbie zatrzymań znalazł się również Mieczysław Hoffman. Po krótkim przesłuchaniu i telefonicznym potwierdzeniu w Jarocinie jego dokumentów, Hoffman został zwolniony. Po dwóch dniach, nie otrzymawszy upragnionych pistoletów, zrezygnowany powrócił do Wielkopolski. Guliński nie miał tyle szczęścia. Był na tyle nieostrożny, że w chwili zatrzymania posiadał przy sobie niewysłane listy pogróżkowe do koleżanek z klasy oraz szereg zabranych jeszcze z Jarocina legitymacji na różne nazwiska.
Na posterunku MO w Kraśniku Gulińskiego poddano wstępnemu przesłuchaniu i ponownej dokładnej rewizji. Jeden ze znalezionych wówczas listów brzmiał dosyć jednoznacznie: Koleżanko!!! Z jakiego powodu koleżanka wpisała się do ZMD? Czy to było przymusowe? Jeżeli koleżanka nie wypisze się do 30 lutego to może zawrzeć znajomość z pistoletem. Tekst ten nie pozostawiał już żadnych wątpliwości. Zatrzymany mógł być członkiem jakichś konspiracyjnych struktur. W wyniku kolejnych brutalnych przesłuchań Guliński przyznał się do członkostwa w tajnej organizacji „Skrusz Kajdany” i podał nazwiska swoich kolegów. Aresztowanie pozostałej trójki było już tylko kwestią czasu.
Mieczysława Hoffmana z rodzinnego domu funkcjonariusze UB zabrali 6 kwietnia w godzinach wieczornych. Borkiewicza i Fatygę aresztowano dzień później o godzinie 1000 rano. Prowadzony już przez ubeków Fatyga w ostatnich słowach skierowanych do płaczącej matki miał powiedzieć: Mama się nie przejmuj bo ja wobec Boga jestem w porządku a reszta to nie ważne, mogę najwyżej zginąć. Aresztowaniami kierował Stanisław Bobowicz. Całą trójkę osadzono w piwnicach PUBP w Jarocinie, a następnie na czas śledztwa w więzieniu w Pleszewie, gdzie otoczono ich „opieką” informatorów o ps. „Mały”, „Wilczur” oraz „Bohdan”.
Śledztwo prowadził oficer śledczy PUBP w Jarocinie star. sierż. Edmund Góralczyk. Pomagał mu Stanisław Bobowicz. Zakończono je 13 czerwca 1948 r. Dwa dni później sporządzono akt oskarżenia. W trakcie prowadzonych przez funkcjonariuszy UB i MO okrutnych przesłuchań wszyscy czterej aresztowani przyznali się do członkostwa i działalności w organizacji młodzieżowej „Skrusz Kajdany”.
Rozprawa sądowa odbyła się 29 i 30 lipca 1948 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Jarocinie w lokalu dzisiejszej „Victorii”. Rozprawa była klasycznym procesem pokazowym, na którym Ignacy Fatyga, Kazimierz Borkiewicz oraz Mieczysław Hoffman skazani zostali na sześć lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na trzy lata. Zdzisław Guliński miał spędzić w więzieniu dwa lata z jednoczesną dwuletnią utratą ww. praw. Straszne przeżycia podczas śledztwa oraz późniejsze losy czwórki kolegów opisał w przejmujący sposób na łamach „Gazety Jarocińskiej” historyk Piotr Marchwiak. Hoffman, Borkiewicz i Fatyga wyszli z więzienia w 1951 r., Guliński opuścił mury więzienne wcześniej.
Autor: Tomasz Cieślak
Bibliografia:
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Akta śledztwa.
Marchwiak P., Moje wyprawy historyczne po Ziemi Jarocińskiej, Jarocin 2010.